Zaśnieżony las to piękny obrazek. My tez tak myśleliśmy. Do dzisiaj.
Zapowiadane duże opady śniegu zmobilizowały nas do wczesnego wyjścia z domu. W planach było sprawdzenie, czy śnieg nie porozrywał plandeki na MM. Zaczęło się ciekawie już pod domem - duuuuże odśnieżanie.
Ośnieżone gałęzie mocno pochylały się nad drogą. Wiele z nich złamało się pod ciężarem mokrego śniegu i były usuwane przez strażaków. A na zdjęciu sosna, która pochyliła się nad drogą i przejechanie pod nią lekko podnosiło puls ;)
Farmę zastaliśmy zasypaną śniegiem. Opady w tej okolicy były znacznie większe od tych w Warszawie. Na zdjęciu nasz ogródek.
Forsycje, które zakwitły w tygodniu, zostały przysypane śniegiem.
Przyczepa, pomimo postoju pod dachem, została zaśnieżona.
Na dachu wiaty zebrało się sporo śniegu. W miarę naszych skromnych możliwości śnieg został zrzucony... A szczerze mówiąc, to tylko trochę udało się zrzucić, i pozostała nadzieja, że dach po następnych opadach nie zawali się ;)
Na garażu warstwa mokrego śniegu też była imponująca. Śnieg sam zaczął się delikatnie zsuwać...
W tle widać zaśnieżoną MM, która została odśnieżona w dalszej kolejności.
Zaśnieżone gałęzie sosen wyglądały pięknie, ale śnieg przyginał je do ziemi...
Wiele gałęzi zostało połamanych.
Pięćdziesięcioletnia sosna, dająca przyjemny cień podczas letnich upałów, pozbawiona gałęzi.
I nasza największa strata - piękna sosna przy wiślanej bramie, widoczna nawet z drugiego brzegu Wisły. Smutek i żal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz