niedziela, 26 sierpnia 2018

Chłód i wiatr

Po upalnym tygodniu przyszła zimna i deszczowa sobota. Nad Wisłą wiało jak w kieleckim...



"Nasze psy" skorzystały z chwili bez deszczu i popływały w Wiśle ;)



Nieznane zwierzę przekopało się pod ogrodzeniem naszej farmy. Ciekawe jest to, że kopało po naszej, wewnętrznej stronie ogrodzenia. I musiało mieć sporo siły, bo odsunęło solidną belkę.



Może był to amator pięknie dojrzewającej papryki?



Sztywny Pal Azji. A Wam z czym się kojarzy? ;)



 W pobliżu bramy od strony Wisły znaleźliśmy sporo odchodów jakiegoś zwierzęcia. Początkowo myśleliśmy, że to kupa łosia. Jednak wujek Google sugerował, że to odchody... żubra. Albo dzika. Jedno i drugie jest chyba niemożliwe. Żubry raczej nie pasą się w pojedynkę nad Wisłą. A dzik musiałby być gigantem, długość odchodów na zdjęciu to 35 cm. Kto zna się na kupach ?























W niedzielę pojechaliśmy do przystani. Nadal padało. I pływać się nie chciało.























I na koniec chwalimy się :  na parapecie zakwitł kaktus ;)

środa, 15 sierpnia 2018

Powrót nad Wisłę





















Nadwiślańskie łąki przed zachodem słońca.




Zachód słońca. Prawie jak na Mazurach.



W czasie naszej nieobecności jedna z pychówek miała poważne zderzenie z pniem płynącym w nurcie Wisły. Uszkodzeniu uległa pawęż i ławki. Na zdjęciu już naprawiona łódka - to ta pierwsza z lewej.



Bolek i Bandito czekały na nas i razem poszliśmy na spacer nad wodę.



Dzikie grusze na łąkach obficie zaowocowały.



Całkiem dobrze przetrwały rośliny w naszym ogródku. Na zdjęciu żółte pomidory.



Pomidorki koktajlowe.



Cukinie miały za mało wody, liście zwiędły ale owoce urosły.



Niepozorny krzaczek pigwy ma wiele owoców.



Uratowane jesienią krzewy jeżyny odwdzięczają się słodkimi owocami.



Tyle nazbieraliśmy ;)



Nasz powrót na wieś zbiegł się w czasie z odpustem w lokalnej parafii.























Dużo straganów i mało zwiedzających. Klimat jarmarku robiły balony ;)

czwartek, 9 sierpnia 2018

Mazury

Zachód słońca nad Tałtowiskiem. 



 Na Mojej Małej liny nadal są klarowane w tradycyjny sposób.
























Mikołajki.




Trudno znaleźć wolne miejsce przy pomoście.



Na festiwalu szantowym w Mikołajkach byliśmy po raz 40 !!!



Chopin przy kei w Mikołajkach.



Tylko jedną noc spędziliśmy w przystani. Pozostałe noclegi mieliśmy w pięknych okolicznościach przyrody. Na zdjęciu Bełdany.























Tałty.



 Boczne. Na tym biwaku zamontowane były fajne ruszty do pieczenia nad ogniskiem.
























Nidzkie.




Jezioro Szymoneckie. Na środku jeziora znajduje się restauracja rybna i wędzarnia a wokół parkuje mnóstwo motorówek i żaglówek.




W tym sezonie praktycznie wszystkie posiłki przygotowywaliśmy nad ogniskiem.



Udało się nawet zrobić pulpeciki wegetariańskie 



I pyszne burgery.



A to taki "domowy" obiad: pieczone ziemniaki, kotlety sojowe jak schabowe i mizeria.



W przygotowywaniu posiłków nad ogniskiem pomagała patelnia grilowa. Piekliśmy na niej placki do pity i do burgerów.




Grilowanie warzyw.




 Czasami przychodziła burza i padał deszcz. Na szczęście rzadko. ;)







































Czasami odbywaliśmy piesze wycieczki. Po napoje.
























Kochaj Mazury. Nie śmieć, nie rycz, nie sraj.