Dni są coraz krótsze i słońce nad Wisłą oglądamy w ostatnim momencie przed zachodem.
W trakcie spaceru znaleźliśmy krzew z czerwonymi owocami. Myślę, że to kalina. Jej owoce są gotowym karmnikiem dla ptaków.
Przyroda trochę oszalała. Na łące zakwitają mlecze. Ciekawe, czy zdążą powstać dmuchawce ;)
Bobry wytrwale ścinają drzewa i uzupełniają podwodne zapasy na zimę.
Część gałęzi nie dociera do podwodnych spiżarni, są objadane z kory na miejscu. Pozostają białe, okorowane patyki.
Korzystając z ładnej pogody usuwaliśmy zbędne gałęzie z drzew na farmie. Wierzchołek tego świerku usechł w zeszłym roku, a jego funkcję przejął pęd boczny. Suchy wierzchołek o długości 3 m i średnicy około 15 cm był do obcięcia. A wszystko na wysokości 9 m.
Udało się. Nikt nie spadł i na nikogo nic nie spadło. ;)
Miejsca cięć smarowaliśmy maścią ogrodniczą. Na zdjęciu korekta korony stuletniego dębu.
Kotki nadal czekają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz